Koralina i tajemnicze drzwi


„– Koty nie mają imion – odparł.
– Nie? – spytała Koralina.
– Nie – potwierdził kot. – Wy, ludzie, macie imiona. To dlatego, że nie wiecie, kim jesteście. My wiemy, kim jesteśmy, więc nie potrzebujemy imion.”
Koralina_logo.jpg
 
          Podejrzewam, iż tytuł „Koralina i tajemnicze drzwi” nie jest Wam obcy, a bynajmniej spora część osób miała okazję się z nim zapoznać. Owy film to amerykańska, fantastyczno-familijna produkcja animowana, która powstała na podstawie powieści Neila Gaimana. Jej reżyserem był Henry Selick, a swoją datę premiery (w Polsce) miała 13 marca 2009. Co ciekawe, to pierwsza taka ekranizacja, która łączyła animację poklatkową z technologią 3D. Był to niemały przełom w tejże dziedzinie.
 
          Ostatnimi czasy sięgam po tytuły, które po raz pierwszy widziałam wiele lat temu. Nie inaczej jest w tym przypadku, gdyż z tą granatowowłosą dziewczynką miałam styczność już jako małe dziecko. I choć internet wyraźnie mówi, że jest to film o tematyce fantasy, tak ja osobiście odniosłam całkiem inne wrażenie. Gdy po tak długim czasie sięgnęłam po Koralinę, naprawdę mocno zdziwił mnie fakt, że oglądałam ją kiedyś przy zgaszonym świetle, a już tym bardziej to, że mój tata polecił mi ten film. Niech nie zmyli Was urocza kreska i bajeczne kolory, bowiem to tylko taka przykrywka. Historia skupia się na 11-letniej Koralinie Jones, która przeprowadza się z rodzicami do wielkiego, starego domu na niemałym odludziu. Jej rodzice od zawsze byli pochłonięci pracą i obowiązkami, co skutkuje brakiem czasu dla swojej córki. Podczas zwiedzania ich nowego lokum oraz liczenia miejsc, w jakich przecieka sufit, dziewczyna poznaje pozostałych mieszkańców, równie dziwacznych i tajemniczych jak cała okolica. Pewnego razu, nastolatka odkrywa, że drzwi do jednego z mieszkań są zamurowane, więc postanawia je otworzyć. Okazuje się, iż po drugiej stronie jest „lustrzane odbicie” jej dotychczasowego życia, a tym samym nowi, troskliwi i opiekuńczy rodzice. Mottem całego tego przedsięwzięcia kinematograficznego jest cytat: „Bądź ostrożny, czego sobie życzysz.” Koralina marzyła o tym, by rodzice zaczęli poświęcać jej więcej czasu i uwagi, jednak w zamian dostała coś o wiele gorszego. Aby dowiedzieć się, czym to było, koniecznie musicie zapoznać się z tym tytułem, bo nie na miejscu byłoby spojlerowanie dalszego przebiegu akcji. Zamiast tego, przejdę teraz do strony graficznej, postaci oraz do oprawy muzycznej. Podczas seansu zwracałam uwagę na wiele rzeczy, przez co nie byłam w stanie skupić się wyłącznie na jednej. Wydaje mi się, iż o to chodziło twórcom — dostarczyć nam ogrom zróżnicowanych bodźców, abyśmy obejrzeli film jeszcze raz. Każdy z bohaterów posiadał swoją unikalną cechę, która czyniła go wyjątkowym. Wyborne — skryty, niepewny swoich umiejętności młodzieniec, pan Bobo, dziwny, długonogi facet, który posiadał swój własny mysi cyrk, czy też panny Forcible i Spink, żyjące wspomnieniami z dawnych czasów. To, jak bardzo zróżnicowane były te charaktery, można by opisywać godzinami. Tak samo jak muzykę, jest po prostu niezwykła i zanadto klimatyczna. Od kilku dni włączam sobie te wszystkie piosenki, gdy wieczorem zabieram się do czytania ulubionej serii książek. Jak już wcześniej wspominałam, niech nie zmyli Was mnóstwo kolorów i przyjemna dla oka kreska utworu. Świat Koraliny skrywa za sobą wiele nieodkrytych zagadek, a pełna paleta barw jest jedynie urozmaiceniem i złagodzeniem tego ciągnącego się przez cały seans mroku.
 
          Bez najmniejszych skrupułów jestem w stanie stwierdzić, że „Koralina i tajemnicze drzwi” to jeden z najlepszych filmów animowanych, jakie kiedykolwiek obejrzałam. Jako fanka powieści kryminalnych i romansów, czyli czegoś, co kompletnie odbiega od przedstawianej dziś produkcji, z czystym sercem mogę polecić ten tytuł. Jest on w pewien sposób dziwny i niestandardowy, ale to właśnie w tym aspekcie zawarty jest cały fenomen Koraliny i to, iż stała się ikoną wśród filmów familijnych. Choć nietypowa, wciąż fascynuje i zachwyca.

 

Karolina Wilk 8a